środa, 16 listopada 2011

so much cocaine

środa. dziś wstałam sobie na luzie jakoś po 11. jak na razie do stycznia mamy środy wolne, później jakieś zajęcia dołożą.  nie chciało mi się nawet z łóżka wstawać, ale 20 minut po tym jak się obudziłam zadzwoniła Monika, czy pójdę z nią na zakupy do miasta. uznałam że to dobry pomysł, w końcu niedługo będzie domówka u Sebastiana więc trzeba jakąś kieckę i buty kupić.
tak więc szybko wstałam z łóżka i poszłam do łazienki wziąć szybki prysznic. umówiłam się z nią pod wieża zegarową w mieście o 12.30. oczywiście jak zawsze się spóźniłam troszkę. tak jak myślałam, Monika też chciała kupić sukienkę na imprezę.





pierwszym sklepem do którego poszłyśmy był
H&M. niestety ja sobie nie znalazłam w nim żadnej sukienki, która by mi się podobało. za to Monika przymierzyła dwie. 


moim zdaniem w oby dwóch wyglądała ślicznie, ale przecież musiała wybrać. 

- jak myślisz, która lepsza? -spytała

- ja jestem za tą czarną. - odpowiedziałam bez zawahania.

- mi też wydaję się być ładniejsza. chyba wezmę ją. - odparła Monika, kierując się do kasy. 
- naprawdę ślicznie w niej wyglądasz, Seba będzie pewnie pod wrażeniem. 
- ach, proszę cię, nawet o  nim nie wspominaj. - powiedziała, przygnębiona, podając kasjerce pieniądze. 
- czemu? co się stało? - spytałam zaciekawiona. 
- sama nie wiem ,dziwnie nasz związek ostatnio wygląda. czasem jest dla mnie czuły, kochany i interesuje się mną pod każdym względem. a innym razem jest jakiś obojętny, nie obecny.  naprawdę nie wiem co się dzieje. może tobie coś ostatnio mówił? wspominał coś o mnie? -spytała, biorąc reklamówkę z sukienką od ekspedientki.
- nie, nic nie wspominał. -skłamałam
- no właśnie. to bez sensu. to już chyba się skończyło, nie ma sensu dalej tego ciągnąć.

- ale kochasz go tak? czemu chcesz z tego rezygnować? - spytałam, kierując się do wyjścia.
- nie wiem... - zamilkła na chwilę, wbijając wzrok w ziemie. - nie jestem pewna już swojej miłości do niego, jeśli można to tak nazwać. nie wiem co on do mnie czuje. to wszystko jest skomplikowane.- odparła z łzami w oczach.
- wiem kochana, ale żeby dojść do czegoś musicie pogadać poważnie o tym. 
- dobra, koniec tematu. miały być zakupy a nie płakanie. - powiedziała wycierając policzki.
- wiesz, że zawsze może na mnie liczyć. - powiedziałam obejmując ją.
- wiem, i dziękuję za to. to gdzie teraz idziemy? teraz tylko ty musisz znaleźć sukienkę. 

- może do new look'a - zaproponowałam. Monika zgodziła się ze mną. w sklepie akurat było dużo przecen i znalazłam dwie zajebiste sukienki za nie dużą cenę. 

- cudownie w nich wyglądasz. nie jeden chłopak na ciebie poleci. - zażartowała  Monika.
- haha. no tak , tylko teraz ja mam dylemat, którą wybrać. 
po dłuższym namyśle wybrałam tą z czarnym dołem i panterką na górze. 
po zakupach poszłyśmy do kawiarni na cappuccino . pogadałyśmy jeszcze trochę o Sebie i innych sprawach i wróciłyśmy do domów.  nie byłam aż tak bardzo zmęczona po zakupach, w końcu obeszłyśmy tylko kilka sklepów. 




wróciłam do domu , zostawiłam torbę z sukienką i pojechałam do Jane. niestety nie zastałam jej, ale jak zawsze był Pete. ucieszył się gdy mnie zobaczył stojącą przed drzwiami. 
- super że jesteś, nudziłem się właśnie. - powiedział Pete.
- a gdzie jest Jane? miałam nadzieję , że ją tu zastanę. - spytałam
- poszła z jakieś dwie godziny temu do Mike, pewnie wróci wieczorem.
- aha to spoko. posiedzę sobie trochę ciebie, okej? nudy w domu.
- jasne, że możesz. dla mnie tym lepiej. może skoczę do sklepu po piwa, co ty na to? - spytał.

- o kurwa. w końcu ruszysz tyłek z domu, nie wierzę w to. odkąd pamiętam zawsze kogoś wysyłałeś do sklepu. - zaśmiałam się. 
- kiedyś musi być ten pierwszy raz, co nie? - powiedział wychodząc z domu. 

poszukałam czegoś ciekawego w telewizji ale niestety nic nie było. dopiero za jakąś godzinę miał się zacząć Family Guy. poszłam do kuchni sprawdzić czy mają jakiś sok lub coś innego do picia. gdy weszłam do kuchni zauważyłam na blacie pudełko od płyty a na nim biały proszek a obok kartę kredytową Pete.na pudełku było kilka starannie oddzielonych od siebie kresek. to na pewno musiała być kokaina, słyszałam kilka razy jak gadali o niej. nigdy wcześniej nie brałam, chciałam oczywiście ale moje kochanie nie pozwalało mi na to. bał się, że może mi się spodobać i będzie ciągnęło mnie do tego. nie jestem taka, że szybko się od czegoś uzależniam. paliłam, przestałam po 5 miesiącach , bo szkoda zdrowia. tak wiem, kokaina to co innego niż fajki. wewnętrzny głos mówił mi bym spróbowała. na całe moje szczęście przyszedł Pete. położył piwa koło pudełka. wziął do ręki zwinięty rulon kartki chyba i wciągnął kreskę. 
- masz. - powiedział, podając m rulonik - wciągnij sobie mała kreskę na spróbowanie. 
nie wiedziałam co zrobić, z jednej strony ciągneło mnie do tego. a z drugiej wiedziałam, że nie mogę. pomyślałam sobie, a co mi tam, przecież raz można spróbować. wciągnęłam jedną mała kreskę. 
nie było to przyjemne uczucie, wciągać proszek. dziwnie nos mnie bolał przez pierwsze 10 minut, nie potrafię opisać tego uczucia. taki ból, czuje się jakby coś zalegało w nosie. poczułam się świetnie. poczułam jakbym miała więcej energii , wszystko sprawiało że się uśmiechałam. wypiliśmy kilka piw, oglądaliśmy Family Guy i śmialiśmy się jak małe dzieci. wszystko było takie czyste, wyraźne. było jakoś po 11 gdy zdałam sobie sprawę , że muszę wracać do domu. było już za późno bym jakiegoś busa złapała. zadzwoniłam do mamy i powiedziałam, że przenocuję u Jane. mama ją lubi więc zgodziła się, chociaż narzekała , że jutro do szkoły mam iść.
no i oto jestem teraz u Jane. wróciła już od swojego chłopaka, krzyczała na Pete że dał mi koki spróbować. to nie jego wina sama chciała. Pete poszedł do drugiego pokoju spać. a ja z Jane siedzę w salonie i oglądamy jakiś głupi horror. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz