czwartek, 1 grudnia 2011

im wyżej tym smutniej.

ten tydzień minął mi bardzo szybko, chociaż w sumie to jeszcze się nie skończył.
wczoraj spotkałam się z Jane. od razu po szkole pojechałam do niej. dawno nie spędzałyśmy czasu same.
brakowała mi tego. w sumie to ona jest mi najbliższa. oglądałyśmy horror ostatni postój. lubię horrory i podobał mi się on nawet. czasami można było się przestraszyć ale nie było źle. później przyszedł Pete z pizzą i blantem.
siedziałam u nich do 21. u nich strasznie szybko czas upływa. mam wrażenie , że dopiero godzina minęła a tu już trzeba się zmywać do domu. straszne to jest.
po drodze jak szłam na przystanek, spotkałam Sebastiana.
-siema młoda. - powiedział przytulając mnie.
- no hej. - ucieszyłam się , że go zobaczyłam. ostatni raz go widziałam z tydzień temu.
- od Jane wracasz? - spytał
- tak, byłam u niej. posiedziałam trochę. a ty dokąd lecisz?
- właśnie idę do kumpla, na jakieś jaranie i browara. idziesz ze mną? -spytał
- no wiesz, do domu muszę wracać. - odpowiedziałam nie pewnie.
- oj chodź. przecież nie zbawi cię godzinka. a jak matka będzie sapać to coś się wykmini. proszę. - powiedział z uśmiechem na ustach, robiąc szczenięce oczka.
- no dobrze ale tylko na trochę. - uległam mu. lubię spędzać z nim czas, jest naprawdę zabawny i miły.
szybko napisałam do mamy, że wrócę trochę później, nie odpisała nic więc chyba w dupie to miała.
poszliśmy do Piotrka. tam chłopacy jarają na potęgę. przez godzinę co u niego byłam, chyba z 6 blantów poszło. nie wiem dokładnie, szybko tracę rachubę jeśli chodzi o blanty. dobrze, że Piotrek ma dziewczynę, bo tak to musiałabym wysłuchiwać głupot chłopaków. razem z Sabiną znalazłyśmy wspólny język, szybko się dogadałyśmy. śmieszna ona jest, jeszcze jej ten łamany polski... zabawny akcent ma, czasem źle słowa mówi ale stara się.
w domu byłam jakoś po 23. mama już spała, więc ominęły mnie krzyki, że znów późno wracam.


dziś po szkole, poszłam do Nicki. chciałyśmy pójść na miasto, na jakieś zakupy, ale Nicki się rozmyśliła. poszłyśmy więc do jej chłopaka - Tomka. ponoć miedzy nimi jest już wszystko okej, i on jej nie zdradza.
dziś pierwszy raz go widziałam, na pierwszy rzut oka spoko typ, ale widać było po oczach , że trochę skurwysyna ma w sobie. gdy zaczęłam z nim gadać , zmieniłam trochę zdanie o nim. on chyba naprawdę musi kochać Nicki. zrozumiał , że źle robił ale to wszystko przez narkotyki. teraz ponoć jest czysty. dobrze dla niego i dla Nicki w sumie tez. do domu dziś wcześniej wróciłam, żeby mama się nie czepiała. chciałam zostać z nimi dłużej, bo było kilka naprawdę spoko osób.

teraz siedzę na łóżku z laptopem na kolanach. zaraz chyba wezmę długa kąpiel.


chyba zrobię sobie tatuaż.










pochmurna jesień. w dłoni kubek z gorącą czekoladą, a w głowie tysiące myśli o Tobie. w sercu samotność i melancholia, która przyprawia mnie o przygnębienie.

niedziela, 27 listopada 2011

co?

nie pisałam tutaj tydzień, nawet nie wiem kiedy ten czas tak szybko minął. przez kilka dni neta nie miałam, i byłam skazana na ten w moim smartphonie.
więc tak, poniedziałek szybko zleciał. po szkole poszłam na miasto z Paulą połaziłyśmy trochę po sklepach.
wtorek- po szkole pojechałam do Pete, siedziałam u nich do wieczora. środa tak samo.
w czwartek byłam w kinie z Jane i Nicki, poszłyśmy na zmierzch breaking dawn part 1. film całkiem spoko, ale mogło by się więcej dziać no i w chujowym momencie się skończyło, a na part 2 trzeba czekać jeszcze rok.









w piątek po szkole siedziałam w domu, chciałam odpocząć od wszystkich i wszystkiego.
wczoraj umówiłam się z Sebą i jego nową dziewczyną. mieliśmy spotkać się i pójść na jakieś piwo, ale nie wyszło. po 10 minutach dołączyli do nas Dominika, Klaudia, Kaczor i Martyna. chłopacy ogarniali palenie i fete. po 30 minutach czekania na towar poszliśmy do Martyny mieszkania. ona mieszka razem ze swoim starszym chłopakiem. jej chłopak spoko jest, ale próbował Kaczorowi trochę pranie mózgu zrobić. wkręcał mu banie, jak cholera. ale przynajmniej śmiesznie było. dziewczyny i Kaczor wciągali, ja z resztą paliliśmy tylko blanty. Seba skręcił jednego, odpalił i podał dalej, i po chwili znów kręcił. czas minął mi szybko, nawet nie wiem ile blantów spaliliśmy ale 6g chyba poszło. Około 21, Seba zbierał się z laską do domu. ja posiedziałam jeszcze trochę z dziewczynami. poszłyśmy od nich około 22.30. w domu byłam jakoś po 23. przed wyjściem jeszcze Martyna dała nam spróbować babeczek z haszem,zajebiste jej wyszły.

niedziela, 20 listopada 2011

sobota.
w sobotę rano byłam razem z Pete na widzeniu u Miśka. to było cudowne znów móc zobaczyć jego uśmiech, jego niebieskie oczy przesiąknięte bólem. mogłam znów go pocałować i przytulić.
w drodze do więzienia dziękowałam cały czas Pete'owi, że chciało mu się jechać ze mną. sama nie mogłam bo nie mam jeszcze osiemnastki skończonej.  najwidoczniej Pete ma czasami takie przebłyski, że jest uprzejmy i chce mu sie ruszyć dupę z domu. dobrze, że mogłam na niego liczyć. bo Jane wiecznie zajęta pracą, chłopakiem i projektami do szkoły.
fajnie było znów pogadać normalnie z Miśkiem, ale te spotkanie zdołowało mnie jeszcze bardziej, bo po godzinie musieliśmy już iść. ta godzina zleciała strasznie szybko.  opowiedziałam mu wszystko to co działo się u mnie przez te ostatnie 2 tygodnie. przyznałam się, że brałam kokę z Pete. powiedziałam też o tym co ostatnio działo się z Sebą. mam na myśłi to, że powiedział, że zakochał się we mnie i próbował pocałować. Misiek wkurzył się, w sumie nie dziwie mu się, ale w związku nie może być żadnych tajemnic. powiedziałam , że ogarnęłam sprawę z Sebą i jest wszystko dobrze.
po wyjściu z budynku czułam się jakby zabrano mi znowu cząstkę siebie. czułam jakoś się tak pusto, dziwnie.
pojechałam z Pete do mieszkania Jane, żeby zapalić blanta na wyluzowanie. gdy Pete kręcił blanta zadzwonił do mnie Seba.
- siema. pamiętasz, że dziś jest domówka? - zapytał. a ja szczerze powiedziawszy zapomniałam o tym.
- o kurwa. no tak. dziś sobota przecież zapomniałam o tym kompletnie.- powiedziałam do słuchawki.
pożegnałam się szybko z Pete'm, pojechałam do domu, ogarnełam się i pojechałam taksówką do Moniki.
gdy przyszłam do niej, była już prawie gotowa, tylko musiała się ubrać. poprosiłam ją , żeby zrobiła mi makijaż.
wyglądałyśmy bosko. wiedziałam , że na pewno będziemy się bawić dobrze i miałam rację .
u Sebastiana byłyśmy około 22. wypiłyśmy kilka piw. później kilka setek wódki. kumpel Seby - James ogarniał muzykę, cały sprzęt chłopaki sprowadzili. dwa duże głośniki i subufer. dobrze , że Seba ma duży dom, bo sporo ludzi przyszło, w sumie połowy z nich nie znałam. jakaś dziewczyna zaczęła w kuchni robić kolorowe drinki. razem z Moniką i Jane, załapałyśmy się na nie. nie wiem z czego je robiła, ale były zajebiste. wypiłam 3 drinki  i już miałam dosyć, połowę imprezy przetańczyłam z dziewczynami. z Seba sprawy się chyba już poprawiły, bo widziałam jak zniknął gdzieś z jakąś laską. od Seby wyszłyśmy około  5 nad ranem.  razem z Moniką i Jane poszłyśmy do mieszkania Jane. moja mama jak  i Moniki rodzice nie wiedzieli że poszłyśmy na imprezę, myśleli , że nocujemy u Jane. w sumie po części prawda to jest. na miejscu spaliłyśmy jeszcze blanta i położyłyśmy się spać.
strasznie zmęczona byłam po tym wszystkim, tak samo jak dziewczyny, w końcu sporo wypiłyśmy.
wstałam jakoś po 13 oczywiście jako pierwsza, więc postanowiłam zrobić jakieś śniadanie dla wszystkich i skręcić blanta.
dziewczyny obudziły się jakoś 20 minut po mnie.  przed śniadaniem wypaliłyśmy blanta, a później zjadłyśmy. nie chciało nam się dziś nigdzie wychodzić. siedziałyśmy cały czas w domu i przełączałyśmy ciągle kanały w telewizji by znaleźć coś ciekawego. jak zwykle dupa!
matka zaczęła do mnie wydzwaniać jakoś po 16, że mogłabym w końcu wrócić do domu, ale powiedziałam jej że będę wieczorem. wolę siedzieć w domu z dziewczynami niż sama i się nudzić.

do domu wróciłam około 21. wzięłam długą kąpiel,  no i teraz zabieram się za odrabianie zadań z angielskiego ,sporo tego jest.

piątek, 18 listopada 2011

again

czwartek.
ciężko było mi wstać rano do szkoły. razem z Jane siedziałyśmy chyba do 4 w nocy i oglądałyśmy filmy. trudno było mi zasnąć. nie wiem czemu. ale jakimś cudem udało mi się wstać o 7.30 i ogarnać się do szkoły. dobrze, że Jane ma podobną figurę do mojej bo mogłam pożyczyć ciuchy na dzień dzisiejszy.
Jane mieszka blisko miasta, więc miałam bliżej do szkoły niż od siebie.
Jak wstałam Pete'a już nie było, do pracy chyba poszedł.
w szkole mega luźne lekcje. chociaż musiałam do 15 tam siedzieć. na długiej przerwie ok. 12.30 przyszedł Seba. razem z nim i Moniką poszliśmy na miasto coś zjeść. zostawiłam ich na chwile samych , bo musiałam wysłać list.
ok 13.20 Seba odprowadzał nas pod szkołę i poszłyśmy na lekcję.
przez ten czas co mnie nie było, okazało się , że gadali o związku. z tego co Monika mi mówiła doszli do tego,  że to jest bez sensu i że zostaną przyjaciółmi. ciekawe co z tego wyjdzie.
ja prawie z każdym swoim byłym mówiliśmy sobie że zostaniemy przyjaciółmi, a tak naprawdę nawet głupiego 'cześć' sobie nie mówimy.
Monia nie była z tego powodu przygnębiona czy nawet smutna. chyba naprawdę ich miłość się wypaliła już.

po szkole poszłam do Jane. znów jej nie zastałam, był tylko Pete i Fella. jak powiedział Pete, Jane wpadła na chwilę do domu by się przebrać po szkole i pojechała do chłopaka.pewnie znów wieczorem będzie.
po około 40 minutach przyszedł Sebastian z piwami. Fella skręcił dwa duże blanty i poszły w obieg. z nikim innym tak dużo nie paliłam w życiu jak z chłopakami. kiedyś zjarałam się samymi oparami u nich.

- i jak tam z Moniką? - spytałam nagle Sebe gdy odpalał blanta.
- nie jesteśmy już razem. mamy być ponoć przyjaciółmi, dobrze mi z tym. - stwierdził.
- nie żałujesz , że tak to się potoczyło?
- niee, no coś ty. wszystko okej jest, młoda wyluzuj. - powiedział podając mi blanta. - było mi z nią wspaniale, nie żałuję żadnej wspólnie spędzonej z nią chwili. ale to już przeszłość,  wszystko się zmieniło.
- nie uwierzysz co się wczoraj stało! - krzyknął Pete do Sebastiana.
- no co takiego? - spytał zaciekawiony.
- młoda wciągnęła wczoraj swoją pierwszą kreskę kokainy.- powiedział śmiejąc się.
- co kurwa? to prawda? - zwrócił się do mnie.
- no tak, ale taką małą, tyci tyci. - powiedziałam robiąc słodkie oczka by nie krzyczał. - Czy ty Pete musisz zaraz wszystkim o tym rozpowiadać?
Pete się już nie odzywał, zajął się jaraniem blanta.
- czemu to zrobiłaś? wiesz, że to gówno. gadaliśmy kiedyś o tym. - powiedział z wyrzutem Seba.
- wiem o tym, ale to był tylko raz. już od Jane zjebkę też dostałam, więc ty już nie musisz krzyczeć.
Seba nie był zadowolony z tego co wczoraj zrobiłam .on jest przeciwny twardym narkotykom. sam kiedyś brał w chuj kokainy i źle by się to dla niego skończyło gdyby nie pomoc Moniki. nie chciałam,że by się o tym dowiedział. ale jak zawsze Pete musi wygadać.  posiedziałam z nimi do 9 i musiałam zwijać się do domu.
Seba odprowadził mnie na przystanek. kazał mi obiecać ,że już więcej nie tknę koki. obiecałam.
próbował mnie na pożegnanie pocałować w usta. nie pozwoliłam na to.
mam chłopaka przecież. nie chcę popsuć swojego związku.
byłam w domu około 9.40. matka trochę narzekała , że szlajam się nie wiadomo gdzie.poszłam do swojego pokoju się położyć bo zmuliły mnie te blanty. chyba w minutę zasnęłam.

piątek.

dziś znów wolne mieliśmy. jakiś dzień nauczyciela czy coś takiego. zajebiście mi się spało. wstałam dopiero po 12. pierwsze co to sprawdziłam telefon a tam dwie wiadomości od Seby . "przepraszam za dziś, nie tak miało być. nie chcę zjebać naszej przyjaźni, ale nie potrafię się przy Tobie opanować."
a drugi " nie gniewaj się, to więcej się nie powtórzy, obiecuję!"
nie wiem co mam o tym myśleć, ja traktuję go jak starszego brata, ale jak moje kochanie by się o tym dowiedziało, przejebane by było. już więcej pewnie nie mogłabym się z nim spotkać.
mam nadzieję , że Seba już nie odwali takiej akcji.
zadzwoniła dziś do mnie Nicki. dawno się nie widziałyśmy więc umówiłyśmy się na kawę w mieście i na jakieś małe zakupy. o 15 spotkałyśmy się w mieście, poszłyśmy do pobliskiej kawiarni STARBUCKS.
pogadałyśmy o tym co nowego u nas, co się pozmieniało a co nie. Nicki poznała ostatnio chłopaka, jakiegoś Polaka Tomka, nie znam go. zakochała się, tylko problem w tym, że on ją cały czas zdradza, przy każdej okazji. doradziłam jej , żeby go zostawiła, bo to nic dobrego nie wróży. będzie coraz bardziej tylko cierpiała przez niego.
gdy wypiłyśmy kawę , poszłyśmy do paru sklepów.
Nicki kupiła sobie kilka sweterków, a ja buty na koturnie, całe czarne zamszowe. po zakupach poszłyśmy zjeść coś . padło na Mcdonald'a.
nie było fajnie patrzeć prosto w jej zapłakane oczy. widać , że cierpi i to bardzo. ale ona nie potrafi z niego zrezygnować. ciągle ma nadzieje, że on się zmieni. naiwna.

środa, 16 listopada 2011

so much cocaine

środa. dziś wstałam sobie na luzie jakoś po 11. jak na razie do stycznia mamy środy wolne, później jakieś zajęcia dołożą.  nie chciało mi się nawet z łóżka wstawać, ale 20 minut po tym jak się obudziłam zadzwoniła Monika, czy pójdę z nią na zakupy do miasta. uznałam że to dobry pomysł, w końcu niedługo będzie domówka u Sebastiana więc trzeba jakąś kieckę i buty kupić.
tak więc szybko wstałam z łóżka i poszłam do łazienki wziąć szybki prysznic. umówiłam się z nią pod wieża zegarową w mieście o 12.30. oczywiście jak zawsze się spóźniłam troszkę. tak jak myślałam, Monika też chciała kupić sukienkę na imprezę.





pierwszym sklepem do którego poszłyśmy był
H&M. niestety ja sobie nie znalazłam w nim żadnej sukienki, która by mi się podobało. za to Monika przymierzyła dwie. 


moim zdaniem w oby dwóch wyglądała ślicznie, ale przecież musiała wybrać. 

- jak myślisz, która lepsza? -spytała

- ja jestem za tą czarną. - odpowiedziałam bez zawahania.

- mi też wydaję się być ładniejsza. chyba wezmę ją. - odparła Monika, kierując się do kasy. 
- naprawdę ślicznie w niej wyglądasz, Seba będzie pewnie pod wrażeniem. 
- ach, proszę cię, nawet o  nim nie wspominaj. - powiedziała, przygnębiona, podając kasjerce pieniądze. 
- czemu? co się stało? - spytałam zaciekawiona. 
- sama nie wiem ,dziwnie nasz związek ostatnio wygląda. czasem jest dla mnie czuły, kochany i interesuje się mną pod każdym względem. a innym razem jest jakiś obojętny, nie obecny.  naprawdę nie wiem co się dzieje. może tobie coś ostatnio mówił? wspominał coś o mnie? -spytała, biorąc reklamówkę z sukienką od ekspedientki.
- nie, nic nie wspominał. -skłamałam
- no właśnie. to bez sensu. to już chyba się skończyło, nie ma sensu dalej tego ciągnąć.

- ale kochasz go tak? czemu chcesz z tego rezygnować? - spytałam, kierując się do wyjścia.
- nie wiem... - zamilkła na chwilę, wbijając wzrok w ziemie. - nie jestem pewna już swojej miłości do niego, jeśli można to tak nazwać. nie wiem co on do mnie czuje. to wszystko jest skomplikowane.- odparła z łzami w oczach.
- wiem kochana, ale żeby dojść do czegoś musicie pogadać poważnie o tym. 
- dobra, koniec tematu. miały być zakupy a nie płakanie. - powiedziała wycierając policzki.
- wiesz, że zawsze może na mnie liczyć. - powiedziałam obejmując ją.
- wiem, i dziękuję za to. to gdzie teraz idziemy? teraz tylko ty musisz znaleźć sukienkę. 

- może do new look'a - zaproponowałam. Monika zgodziła się ze mną. w sklepie akurat było dużo przecen i znalazłam dwie zajebiste sukienki za nie dużą cenę. 

- cudownie w nich wyglądasz. nie jeden chłopak na ciebie poleci. - zażartowała  Monika.
- haha. no tak , tylko teraz ja mam dylemat, którą wybrać. 
po dłuższym namyśle wybrałam tą z czarnym dołem i panterką na górze. 
po zakupach poszłyśmy do kawiarni na cappuccino . pogadałyśmy jeszcze trochę o Sebie i innych sprawach i wróciłyśmy do domów.  nie byłam aż tak bardzo zmęczona po zakupach, w końcu obeszłyśmy tylko kilka sklepów. 




wróciłam do domu , zostawiłam torbę z sukienką i pojechałam do Jane. niestety nie zastałam jej, ale jak zawsze był Pete. ucieszył się gdy mnie zobaczył stojącą przed drzwiami. 
- super że jesteś, nudziłem się właśnie. - powiedział Pete.
- a gdzie jest Jane? miałam nadzieję , że ją tu zastanę. - spytałam
- poszła z jakieś dwie godziny temu do Mike, pewnie wróci wieczorem.
- aha to spoko. posiedzę sobie trochę ciebie, okej? nudy w domu.
- jasne, że możesz. dla mnie tym lepiej. może skoczę do sklepu po piwa, co ty na to? - spytał.

- o kurwa. w końcu ruszysz tyłek z domu, nie wierzę w to. odkąd pamiętam zawsze kogoś wysyłałeś do sklepu. - zaśmiałam się. 
- kiedyś musi być ten pierwszy raz, co nie? - powiedział wychodząc z domu. 

poszukałam czegoś ciekawego w telewizji ale niestety nic nie było. dopiero za jakąś godzinę miał się zacząć Family Guy. poszłam do kuchni sprawdzić czy mają jakiś sok lub coś innego do picia. gdy weszłam do kuchni zauważyłam na blacie pudełko od płyty a na nim biały proszek a obok kartę kredytową Pete.na pudełku było kilka starannie oddzielonych od siebie kresek. to na pewno musiała być kokaina, słyszałam kilka razy jak gadali o niej. nigdy wcześniej nie brałam, chciałam oczywiście ale moje kochanie nie pozwalało mi na to. bał się, że może mi się spodobać i będzie ciągnęło mnie do tego. nie jestem taka, że szybko się od czegoś uzależniam. paliłam, przestałam po 5 miesiącach , bo szkoda zdrowia. tak wiem, kokaina to co innego niż fajki. wewnętrzny głos mówił mi bym spróbowała. na całe moje szczęście przyszedł Pete. położył piwa koło pudełka. wziął do ręki zwinięty rulon kartki chyba i wciągnął kreskę. 
- masz. - powiedział, podając m rulonik - wciągnij sobie mała kreskę na spróbowanie. 
nie wiedziałam co zrobić, z jednej strony ciągneło mnie do tego. a z drugiej wiedziałam, że nie mogę. pomyślałam sobie, a co mi tam, przecież raz można spróbować. wciągnęłam jedną mała kreskę. 
nie było to przyjemne uczucie, wciągać proszek. dziwnie nos mnie bolał przez pierwsze 10 minut, nie potrafię opisać tego uczucia. taki ból, czuje się jakby coś zalegało w nosie. poczułam się świetnie. poczułam jakbym miała więcej energii , wszystko sprawiało że się uśmiechałam. wypiliśmy kilka piw, oglądaliśmy Family Guy i śmialiśmy się jak małe dzieci. wszystko było takie czyste, wyraźne. było jakoś po 11 gdy zdałam sobie sprawę , że muszę wracać do domu. było już za późno bym jakiegoś busa złapała. zadzwoniłam do mamy i powiedziałam, że przenocuję u Jane. mama ją lubi więc zgodziła się, chociaż narzekała , że jutro do szkoły mam iść.
no i oto jestem teraz u Jane. wróciła już od swojego chłopaka, krzyczała na Pete że dał mi koki spróbować. to nie jego wina sama chciała. Pete poszedł do drugiego pokoju spać. a ja z Jane siedzę w salonie i oglądamy jakiś głupi horror. 

poniedziałek, 14 listopada 2011

odpalaj gibona ziom!

wstałam dziś około 9. szybko się ogarnęłam i ubrałam bo na 10 miałam być u fryzjerki/kosmetyczki. spóźniłam się do Tereski 10 minut bo troszkę zabłądziłam. dziś wyregulowała mi brwi i henną rzęsy zrobiła. umówiłam się też z nią za 2 tygodnie na ścięcie włosów. do szkoły miałam na 11.30 więc spokojnie zdążyłam.

lekcje skończyliśmy przed 15, wyszłam z budynku i od razu zadzwonił Misiek z więzienia. długo nie gadaliśmy bo na tydzień ma tylko 5 funtów na dzwonienie. powiedział , że jednak wychodzi 5 dni wcześniej. powiedział również, że jutro powinnam dostać list i będę mogła przyjść i go odwiedzić. wszystko było by okej gdyby nie jego siostra, która ciągle się wypytuje co u niego, bo się dodzwonić nie może.

jak wracałam ze szkoły spotkałam na mieście Jane i Sebastiana.
- siema młoda, co tam? - zapytał Seba.
- hej wam. wszystko okej, co porabiacie?
- właśnie idziemy na piwo, przyłączysz się do nas ? - wtrąciła Jane.
Zgodziłam się od razu. poszliśmy do polskiego sklepu i kupiliśmy 10 piw. i poszliśmy do Jane, która mieszka 10 minut z buta od centrum. u niej zawsze przesiaduje Pete, tym razem też tak było.
- siema, siostra. co przynieśliście? - spytał zjarany Pete.
- piwa mamy, bo ty jak zawsze nie zadbasz żeby coś było, dupy swojej nigdzie nie ruszasz. - krzyknęła Jane. czasem się, kłócą, ale takie uroki rodzeństwa są.
- oh przestań narzekać. chcesz zajarać ? - zwrócił się do mnie.
- jasne, że tak, jeszcze się pytasz. jak palimy?  - spytałam z uśmiechem.
- dziś zapalimy z wiadra, może być?
- nigdy nie paliłam, ale musi być kiedyś ten pierwszy raz.. - odpowiedziałam ochoczo.
Pete przygotowane już wszystko miał wcześniej, wiadro z wodą, butla, lufka, zioło. w 4 paliliśmy wiadro i zjebaliśmy się konkretnie. nigdy wcześniej takiej fazy nie miała. śmialiśmy się ze wszystkiego, nawet z głupich reklam w telewizji. później ktoś włączył muzykę i Seba zaczął tańczyć. zajebiście się on rusza, w końcu od kilku lat chodzi do szkoły tańca. później zaczęła z nim tańczyć Jane a Pete zasnął. piliśmy, gadaliśmy i zapaliliśmy jeszcze blanta na pożegnanie i musiałam się zwijać razem z Sebą.


- chodź młoda, odprowadzę cię na przystanek. - powiedział Seba.
pożegnaliśmy się z Jane, Pete dalej spał i opuściliśmy budynek.
- słuchaj, tą domówkę, to jednak będę robił w ten weekend. jak chcesz to wpadaj. będzie dużo alko, jarania. - oznajmił Seba.
- o to super. jasne,że wpadnę. a jak tam układa ci się z Moniką? - spytałam
- no właśnie nie wiem., raz jest dobrze. gadamy, zachowujemy się jak para. a innym razem, dupa, jakbyśmy się nie znali. dziwne to dla mnie trochę jest, nie wiem co mam myśleć.
- mi nic ostatnio nie gadała o tobie. w sumie nie pytałam. usiądź z nią i pogadajcie poważnie. musisz wiedzieć na czym stoisz.
- nie wiem czy to ma sens. można tak powiedzieć, że ostatnio poznałem kogoś.
- to fajnie. czemu wcześniej się nie chwaliłeś? jak ma na imię? znam ją? -spytałam zaciekawiona.
- tak znasz ją. - jego policzki nagle zrobiły się czerwonawe.
- no to mów, śmiało, kim ona jest?
- mam na myśli ciebie.
i w tym momencie nie wiedziałam co mam powiedzieć. wydawało mi się że jesteśmy znajomymi, którzy świetnie się dogadują. a jednak się myliłam. a jednak, zawsze któraś strona musi się zakochać. chyba z 10 minut stałam w osłupieniu na tym przystanku wraz z nim. nie odzywaliśmy się do siebie.
- wiem, że nic z tego nie będzie. mam tego świadomość. - przerwał tą dobijającą ciszę
- spróbuj naprawić twój związek z Moniką.
na całe moje szczęście przyjechał wtedy mój autobus.
- nie bierz  tego tak do siebie, najlepiej zapomnij, że to powiedziałem - powiedział na pożegnanie gdy wchodziłam do autobusu. nie zdążyłam nic mu odpowiedzieć bo kierowca już zamknął drzwi. odjechałam.

teraz siedzę w pokoju i zastanawiam się nad tym wszystkim. myślę, co teraz mam zrobić.
sms od niego " zależy mi na tobie, więc nie psujmy tego co zostało"
co mam zrobić? zachowywać się jakby nigdy nic takiego się nie stało? dalej ma go traktować jak dobrego kumpla?  za dużo pytań, zero odpowiedzi.

idę spać, bo zamuła mnie już złapała po tym wiadrze i blancie.

everything is better when you are high.

weekend minął bardzo szybko, ale to chyba każdemu tak. dla mnie to dobrze, bo mam wrażenie że Miśka nie widzę troszkę krócej niż jest naprawdę. brakuje mi go cholernie. dziwne uczucie to jest gdy mam świadomość że moje kochanie siedzi w więzieniu. cały czas o nim myślę, zastanawiam się co u niego. czy się jakoś trzyma, bo na pewno łatwo mu też nie jest. wysłałam mu dziś list. jeśli dobrze pójdzie już jutro będzie go miał.






byłam dziś na małych zakupach, kupiłam sobie sweterek, bluzkę, komplet bielizny , bransoletkę i wisiorek. najbardziej to zadowolona chyba jestem z bielizny bo po prostu cudowna jest.
krój stanika taki sam jak tutaj na zdjęciu, niestety własnego zdjęcia nie mogłam zrobić bo komputer nie chce mi czytać karty z aparatu.
więc musicie się zadowolić jakimś z internetu. kolor oczywiście mam inny, czerwony z akcentami czerni.






wczoraj byłam u Agnieszki. Zaczęłam spędzać z nią więcej czasu i lubię to. naprawdę dobrze mi się z nią gada. przez kilka miesięcy nie miałam z nią dobrego kontaktu bo przeprowadzili się dosyć daleko. ona zawsze zajęta była zajmowaniem się 2 dzieci a ja byłam zajęta pielęgnowaniem  nowej miłości.

dziś gdy byłam na zakupach spotkałam kumpla Sebastiana. zmienił się trochę odkąd widziałam go ostatni raz, a było to z jakieś 5 miesięcy temu. poszliśmy na piwo. posiedzieliśmy na schodach, pogadaliśmy co nowego u nas no i troszkę powygłupialiśmy się. robiliśmy sobie żarty z ludzi. umie on poprawić humor. za kilka tygodni może będzie robił domówkę i już mnie zaprosił. zobaczymy co z tego wyjdzie.

dobrze, że jutro do szkoły na 11.30 dopiero. tylko lipa bo sobie jednak nie pośpię bo z rana do fryzjerki jadę -.-  świetnie.

na wtorek umówiłam się z koleżanka-fotografką na sesję. zobaczymy co z tego będzie, bo raczej fotogeniczna nie jestem.

piątek, 11 listopada 2011

ja

nawet nie wiesz jak bardzo cieszyłam się, gdy zobaczyłam list od niego. już wczoraj miałam nadzieję, że przyjdzie ale dopiero dziś. dużo nie napisał bo pisał go pierwszej nocy w więzieniu.
będę mogła jeździć do niego raz na dwa tygodnie na widzenie.
już kiedyś jeździłam do więzienia, by zobaczyć wujka. miałam wtedy 10 lat chyba, albo i może mniej. polskie więzienia różnią się od tych angielskich. nie wiem w jak dużym w stopniu tylko.
mam jego numer i adres więzienia ,mogę teraz pisać listy do niego tak często jak będę miała ochotę. chociaż one zastąpią nam trochę smsy i długo godzinne rozmowy przez telefon przed pójściem spać.
już zaczęłam odliczać dni kiedy wyjdzie. tylko najgorsze jest to , że te dni tak cholernie się dłużą .muszę jakoś zaplanować sobie czas, teraz gdy go nie ma. może warto odnowić kilka znajomości?


wstałam dziś o 7.45. szybko wstałam, biegiem do łazienki, żeby mama nie zajęła jej jako pierwsza. ogarnianie się i na autobus. dobrze, że przystanek mam jakieś 300m od domu. tylko autobus nie przyjeżdżają zawsze na czas. ale dziś znów się nie spóźniłam, sprawdzałam przed chwilą konto i już dostałam 20 funtów za ten tydzień.

w końcu weekend. mam już  dość stawania tak wcześnie. na weekendzie chociaż sobie trochę odeśpię.
jutro jadę do Agnieszki. muszę jej pomóc w kilku sprawach no i to zawsze lepsze niż siedzenie w domu i słuchanie jak matka czepia się o jakieś nowe rzeczy z dupy wzięte. jej nowy facet traktuje mnie jak powietrze, ja go też. nie lubimy się, chociaż ja go chyba nienawidzę. ostatnio jak zmywał to zostawił koło zlewu patelnię do umycia z której ja korzystałam z jakieś 30min zanim zaczął zmywanie. pierdolony asshole!
martwi mnie, że mój braciszek czasem myśli że jest on jego ojcem. w szkole robiły dzieci laurki i młody przyniósł dziś i mi ją pokazał, podpisane było "for mum and dad and sister", spytałam czemu napisał , że dla taty skoro go nie ma, to młody odpowiedział "irek jest moim tatą"  ojca ma się jednego  i on na pewno mu go nie zastąpi.
co prawda nasz prawdziwy ojciec nie jest ideałem , ale spoko jest, jak dla mnie.






muszę zacząć się odchudzać.odkąd tutaj 
mieszkam przytyłam 3 kilogramy ;o. mieszkam tutaj 
prawie 2 lata.1,5.kg na rok,
nie jest tak źle ,


ale mogłoby tego nie być. lepiej bym się czułam.
byłam ostatnio u lekarza i  musiał mnie 
zważyć. nie wiem czy on ślepy był czy co, bo na
wadze by 48 kg a on odczytał to  jako 43 kg i
wpisał tak w papiery.

czwartek, 10 listopada 2011

my prision is music.

hm od czego tutaj zacząć? okej, zacznę od początku tego tygodnia.
poniedziałek, najgorszy dzień jaki może być. jedyny plus był taki że do szkoły mieliśmy dopiero na 11.30. nudne lekcje  i siedzenie tam do 15. później lekarz, szybko poszło 10 minut i po sprawie. dopiero później się zjebało.


około godziny 18 zadzwonił do mnie Misiek. i wiecie co się stało? zamknęli go w więzieniu. powiedział że wypuszczą go po 24 godzinach. zadzwonił drugi raz że prawdo podobnie zamkną go na 5 tygodni. 

nie mogłam w to uwierzyć, że nie zobaczę go przez kilka tygodni, że nie spędzę z nim całego dnia, że nie będę mogła przytulać si godzinami w jego ramiona.


wtorek,  szybkie ogarnianie się do szkoły i jak zwykle spóźniona byłam. żadnego telefonu od niego. ciągłe siedzenie w pokoju, nie odzywanie się do nikogo i płakanie w poduszkę. 


środa  gdy  teraz go nie ma, środa stała się drugim najgorszym dniem. wolne od szkoły, pogoda do dupy. postanowiłam pojechać do Agi, chciałam z kimś pogadać, kto mnie zrozumie i nie będzie nikogo osądzał. posiedziałam u niej kilka godzin, pobawiłam się z maluszkiem trochę, a gdy poszedł on spać, mogłam wyrzucić wszystko z siebie, wszystko to co siedziało we mnie od początku tygodnia. wysłuchała, nie krzyczała, nie robiła wyrzutów, pocieszała, przytulała i doradziła. potrafię się z nią dogadać lepiej niż z własną matką. 

dopiero około 19 zadzwonił Misiek z więzienia. niestety gadaliśmy tylko 3 minuty bo coś nas rozłączyło, nie wiem co się stało. dobrze że wyjdzie przed świętami. 


dzisiaj  jestem dumna z siebie, bo nie spóźniłam się do szkoły, a w moim przypadku to wielki sukces. w szkole luz, mieliśmy ponad godzinną przerwę i poszliśmy grupą do centrum na jakiś fast food. z dziewczynami pośmiałyśmy się, z Josephem wygłupy i jakieś głupie teksty. 
najbardziej rozjebała mnie dziś przyjaciółka Monika. na lekcji angielskiego siedzieliśmy i dyskusja była na temat zmianach w przeciągu 60 lat. Babka pokazała nam na necie jak wyglądała lodówka z 1950. a Monika z tekstem do niej "czemu lodówka jest niebieska, skoro w 1950 wszystko było czarno białe?"
nie zapomnę tego jej nigdy. razem z Josephem śmialiśmy się z dobre 15 minut a babka uśmiechała się ukradkiem. do był dobry dzień, chociaż na chwilę przestałam myśleć o tym że moje kochanie jest w więzieniu. 
pośmialiśmy się , powygłupialiśmy. dobrze było. 

poniedziałek, 7 listopada 2011

huh ?

tak wiem, nie było mnie tutaj chyba wieki, ale już staram się to naprawić.

w sobotę około godziny 13 wyjechałam z miasta autokarem do Cambridge. podróż nie trwała aż tak długo tym bardziej jak gadałam przez telefon cały czas z chłopakiem. po jakiś 3 godzinach byłam na miejscu. czekałam na nią 10 minut. tylko widziałam z daleka jej szczupłą sylwetkę jak biegnie w moją stronę. gdy była już przy mnie szybko się przytuliła i zaczęła płakać ze szczęścia. nie ma co owijać w bawełnę bo mi też popłynęło kilka łez po policzku. nie widziałam przecież jej ponad rok, a teraz trzymam ją w ramionach. nic się nie zmieniła. może tylko jej fryzura a tak po za tym nic. jej młodsza siostra zmieniła się nie do poznania. jest wyższa ode mnie. tak na oko to ma 180cm i podobna bardzo jest do pani Ani. spędziłyśmy cudowny weekend i będę szczera ale mogłabym już tak zawsze. nawet nie wiesz jakie zajebiste uczucie jest gdy możesz do kogoś powiedzieć "a pamiętasz to jak..?" i nawet nie musiałam kończyć ona już wiedziała co mam na myśli. wspominałyśmy stare czasy, gdy była impreza u mnie, nocowanie kilku osób, przypał zgarniany tysiące razy przez policję za picie. jejku ile tych wspólnie spędzonych momentów było...
rozmawiałyśmy też o teraźniejszości i o tym jak teraz jest u nas. widziałam w jej oczach smutek, gdy opowiadała o swoim chłopaku który musiał zostać w Polsce i skończyć szkołę. wiem co przeżywa, byłam w takiej samej sytuacji rok temu.


teraz mam wszystkiego dosyć! już chyba gorzej być nie może, chociaż zobaczymy jutro.

poniedziałek, 17 października 2011

purple pills

najgorszy żart jaki mogłam dziś usłyszeć to od mamy, która powiedziała mi że będzie miała dziecko. w jednym momencie się wkurwiłam. nie dość, że narzeka ciągle że kasy nie ma to miał by być nowy członek rodziny? niee, to mi nie pasuje. ma dwójkę dzieci i 40 lat prawie. to chyba już nie ten wiek na dziecko.
na szczęście po 10 minutach powiedziała, że to tylko żart. no trudno jak by już była w ciąży to bym się z tym jakoś pogodziła, ale cieszę się, że to tylko żart.


ostatnio mam bzika na punkcie wysokich szpilek. po prostu jakich bym nie zobaczyła od razu się zakochuję i chciałabym mieć. niestety pogoda nie sprzyja by je nosić ale jakieś botki, albo na koturnie zakryte, czemu nie? można się czasem poświęcić by seksownie w nich wyglądać. dzięki Bogu nie jestem wysoka i mogę sobie pozwolić na noszenie tak wysokich szpilek i nie wyglądać przy tym jak tyczka.
chociaż jak założę takie buty to jestem wyższa nawet od swojego chłopaka haha. niedługo zacznę kasę dostawać to sobie kupię jakieś szpileczki. jakieś na sylwestra by się przydały, bo w sumie sylwek tuż tuż, no i sukienkę też wypadało by kupić.
jak zakupy zrobię jakieś to się podzielę fotkami :)




tydzień wolnego teraz mamy od szkoły,  w sumie nie wiem z jakiej okazji.  pewnie inni by się cieszyli z tego powodu, ale ja jakoś nie skaczę z radości ani trochę. wiesz, w szkole są straszne luzy, angielski łatwo mi idzie, matma na poziomie podstawówki tak samo informatyka. czuję się jak w przedszkolu no ale cóż muszę, zdać jeszcze tylko testy i będzie okej. papiery do szkoły już złożyłam i rozpatrzyli moją sprawę pozytywnie, więc będą mi płacić za chodzenie do szkoły. tylko jeden minus jest nie mogę się spóźnić do szkoły więcej niż 15 minut w całym tygodniu. trochę ciężko może być, ponieważ busy nie zawszę przyjeżdżają na czas a szkoła trochę daleko od domu. ale dam radę, jak zawsze.

oglądałam dziś film "Hanna" myślałam, że będzie to jakiś nudny badziewny film. no ale cóż okazało się, że fabuła ciekawa i trochę zaskoczyły mnie wydarzenia w nim.




właśnie zaczęłam oglądać z chłopakiem na youtube.com film "West 10 LDN" szkoda, że nie jest po polsku, bo przy nie których słowach się gubię , tym bardziej jak gadają slangiem i z akcentem. jak na razie obejrzeliśmy tylko połowę ale już zapowiada się spoko. lubię filmy takiego typu. o czym on opowiada ?  tak w skrócie co zdążyłam zobaczyć, to matka z 2 córkami się przeprowadzają i jednej dziewczynie jakiś typek  kradnie pudełko. później ona robi wszystko by je odszukać, bo coś jest w nim ważnego dla niej. przy okazji  czarny facet znajduje w parku kilogram haszu i próbuje to sprzedać, ale ścigają go właściciele towaru, którzy go zgubili. film całkiem spoko, bo wciąga.

niedziela, 16 października 2011

ciąża.

taka mała osóbka potrafi zjebać cały dzień, a było przecież tak wspaniale. noc spędzona ze Skarbem, pobudka w jego ramionach, wspólne śniadanie i spacerek. wygłupy, park, wypad do sklepu, zdjęcia, pocałunki, obrażanie się i godzenie w specyficzny sposób. 




cały ten cudowny dzień zjebała ONA. kim ona jest? hmm to jest koleżanka z klasy, znam ją dopiero od miesiąca i już na samym początku zaczęła mnie wkurwiać. czym? zachowaniem, dziewczyna ma prawie 16 lat a zachowuje się gorzej niż mój 6 letni brat. czasem jak coś powie, to nie wiem, czy z tego mam się śmiać czy płakać. chociaż częściej można było by płakać z jej głupoty. tak samo na matmie ostatnio nie wiedziała ile to jest 7x3... przepraszam ,ale mi się wydaję, że takie coś było w podstawówce.
zaczęła mnie wyzywać od rudej kurwy, że zachowuję się jak słodka idiotka i że jestem sztywna.
okej to ostatnie raz już słyszałam, ale to jest tak, ponieważ żeby otworzyć się przed kimś muszę tego kogoś troszkę lepiej poznać, trochę zaufania nabrać. potrafię się zabawić. potrafię się wygłupiać, ale gdy sytuacja wymaga powagi to się uspokajam i jej to najwidoczniej przeszkadza.
przykro mi, ale powinna ona spojrzeć na siebie, bo ja nie jestem głupią 16 latką, która była już w ciąży i zdążyła usunąć dziecko, nie ja używam środków antykoncepcyjnych gdy nie mam chłopaka... kurde niech się zastanowi nad swoim zachowaniem.
gdybym ja zaszła teraz w ciąże, nie usunęłabym jej nigdy. przecież ta malutka istota już żyje, może nie ma rozwiniętego serca, oczu, dłoni, uszu, ale kurwa żyje , prawda? prawdą jest też to, że zmarnowałabym sobie życie. ale skoro jest się tak odpowiedzialnym żeby kochać się z drugą osobą, to powinno się mieć też odwagę żeby zaopiekować się dzieckiem.

zobaczymy za tydzień co ciekawego mi powie.

za tydzień w weekend wyjeżdżam do przyjaciółki z Polski. przeprowadziła się kilka miesięcy temu 70 km od mojego obecnego miejsca zamieszkania. bilet na autokar nie jest drogi, tylko podróż długo zajmuje, bo z przesiadkami będzie, ale dam radę. w końcu nie widziałam jej prawie rok. jest tyle rzeczy do obgadania. już się nie mogę doczekać.

wtorek, 11 października 2011

im so high that i can kiss the sky!

wszystko co robisz ma znaczenie. wszystko może odbić się na przyszłości. wszystko może mieć konsekwencje.
nie raz miałam szczęście i brat ratował mnie przed okrucieństwem tego świata.

pamiętam jak by  to było wczoraj, jego zakrwawiona koszulka. jak to O.S.T.R nawinął że można by ją wykręcić i krwią zalać butelki. nikomu nie życzę takiego widoku, ani tego by trzymać w ramionach umierającą osobę, która jest jedną z najważniejszych osób w Twoim życiu. to było najgorsze doświadczenie w moim życiu. dużo razy próbowałam wymazać je z pamięci, ale obrazy z tam tego dnia powracają do mnie gdy tylko zobaczę jego zdjęcie, usłyszę jego ulubionego rapera. najgorsze jest też to ,że coraz częściej jest w moich snach.
to uczucie gdy budzisz się ze snu a w sercu jest jakaś dziwna pustka. nie da się jej niczym napełnić. zawsze ona tam będzie.

dziś tylko dwie lekcje były. lubię te zagraniczne szkoły, lżej jest.jutro wolne. w czwartek 3 lekcje a w piątek wycieczka.  muszę jeszcze pieniądze wpłacić...

teraz tylko zapalić przed spaniem, żeby się wyluzować.

poniedziałek, 10 października 2011

don't be stupid like me !


próbujesz ogarnąć cały ten burdel w głowie. poukładać wszystko, żeby było chociaż odrobinkę lepiej, ale kurwa za chuja się nie da. nie potrafię tak. zawsze coś stanie na drodze i spierdoli te starania. to nie jest normalne.
chyba tylko jak takiego pecha mam. ale do rzeczy... weekend minął okropnie, chociaż z drugiej strony mogło być gorzej.
wiem, że te kłótnie co były miedzy nami, podbudowują nasz związek. dzięki nim jest on silniejszy i zdajemy sobie sprawę jak bardzo nam na sobie zależy i że bez siebie nie potrafimy żyć. umacnia to tylko nasz związek i jestem z tego powodu bardzo szczęśliwa.

muszę najszybciej jak się da ogarnąć sprawy w szkole. papiery muszę złożyć, żeby zaczęli mi kasę płacić. mam nadzieję tylko że rozpatrzą moje podanie pozytywnie.

rude podobno wredne. każdy mi to powtarza na każdym kroku. ale przecież jestem miła dla tych co i są dla mnie mili. jeśli się zachowujesz nie dojrzale to w ogóle to jest bez sensu żebyś do mnie podchodził i się witał. rozumiem każdy potrzebuje zachować się czasem jak 5 letnie dziecko, ale jeśli sytuacją wymaga powagi to trzeba się opanować.

ty głupie serce!  pozwalasz żeby zajebiste osoby zakochiwały się w debilach, którzy są ich nie warci.. czemu ty to robisz?


nie pisz do mnie już tak więcej, nie pisz, że staję się taka sama jak inne. gdybym była jak wcześniejsze, to musiałbyś mieć w chuj kasy, żebym nawet na Ciebie spojrzała. bo jak to ludzie mówią, że dużo kobiet przykłada uwagę do kasy i do ruchania.

czwartek, 6 października 2011

nadchodzi.

jesień. kolejny szary, pozbawiony życia dzień. krople deszczu uderzają rytmicznie o metalowy parapet. gałęzie drzewa, które widzę przez okno, kołyszą się na wszystkie strony świata i mam wrażenia jakby miało ono wyrwać korzenie i uciec stąd.
a wiecie, że słonie chowają się za gałęziami jarzębiny? podobno nie można ich dostrzec bo mają oczy czerwone, które zlewają się z jarzębina. to tłumaczy czemu żadnego nie widziałam...
czekam teraz niecierpliwie aż zacznie się zima. tak wiem, że mamy dopiero początek jesieni. nie lubię jej. ona sprawia, że mam ochotę siedzieć w domu, zawinięta w koc i pić ciągle gorącą czekoladę.przyprawia mnie ona prawie o depresje. ciemny pokój oświetla mi tylko nocna lampka.

mój Skarb, jak dobrze że go mam. każdy dzień jest troszkę bardziej kolorowy z jego powodu. dzięki niemu moje serduszko się uśmiecha. jest całym moim światem. tylko on interesuje się mną, bo matka straciła zainteresowanie jakiś miesiąc temu. nie dziwie się jej. nie jej wina. chociaż może?

wiatr rozwiewa moje idealnie wyprostowane włosy. grzywka zaczyna się podkręcać pod wpływem tego klimat. jak ja tego nienawidzę !

środa, 5 października 2011

jeden.

wylądowałaś/łeś na moim blogu. w sumie na jego początkach. zastanawiasz się chociaż co tutaj robisz? i po co czytasz te gówno, które właśnie leniwie pisze?
to mają być moje przemyślenia, coś na wzór pamiętnika lecz mniej osobiste to będzie.
jak każdy człowiek, pragnę się komuś "wygadać". inni mają od tego znajomych, ja mam klawiaturę, przy pomocy której przelewam swoje myśli na te pole.
oczywiście ja też mam "przyjaciół" i znajomych. tylko nie wiem czy mogę ich zaliczyć do tych prawdziwych i jedynych w swoim rodzaju.
chcę móc wyrażać tutaj swoją opinie na dane tematy, opowiedzieć trochę o moim życiu, o przeszłości i o tym co dzieje się teraz. chcę  móc wylać cały swój żal, gniew i  miłość z serca na ten blog. może wam się to wydać bez sensu bo i tak jest to anonimowe, ale chcę to wszystko wydusić z siebie, bo nie daje inaczej rady.

JA:
moje imię? Ita. trochę nie typowe, każdy tak mówi, ale mi się w sumie podoba. chyba jest to jedyna rzecz, którą w sobie lubię. jestem raczej zamknięta w sobie osobą, zawsze jestem cicho chyba że mam coś ważnego do powiedzenia. jasne, jak każda nastolatka, potrafię się bawić, szaleć i roić głupie rzeczy, ale tylko wtedy gdy jest na to czas i miejsce.

ONA : 
moja jedyna "przyjaciółka". jej imię to Monika, jest szaloną nastolatką, wszędzie jej pełno i jej buzia nigdy się nie zamyka. na lekcjach ciągle z kimś gada i żartuje. często się chichocze, nawet gdy sytuacja wymaga powagi. dużo w swoim życiu przeszła jak na swój wiek i za to ją podziwiam, ale zachowanie jej wobec niektórych mogłoby być inne.

dziś już jest lepiej. a pomyśleć, że jeszcze 8 miesięcy temu miałam dosyć życia, płakałam po kątach i myślałam o samobójstwie. 8 miesięcy, przecież to było tak niedawno...
jeszcze wtedy mieszkał z nami ojciec. ale chyba tylko z litości mamy. mam do niego szacunek bo jest moim ojcem, ale nie wiem czy mu kiedyś wybaczę za to co robił, jak się zachowywał.
alkoholizm, tak teraz już wiem że to straszna choroba. zaczęło się to w sumie gdy byłam mała. miałam ok 5-7 lat gdy ojciec przychodził do domu pijany i wrzeszczał na mamę. dziś dziękuje tylko Bogu, że nie podnosił na żadne z nas ręki. później przez kilka następnych lat było lepiej, zaczął chodzić na AA i  się leczyć. lecz koszmar znów się zaczął gdy wyprowadziliśmy się do innego kraju. 2 lata po przeprowadzce znów zaczął pić, stracił prace, napadli go, okradli. nie mieliśmy nic.
dziś już go nie ma. nie ma z nami. mieszka w innym kraju i rzadko utrzymuje z nim kontakt.

środa. najgorszy dzień jaki chyba może być. kiedyś by mi to odpowiadało ale mam ochotę zrobić coś innego w swoim życiu, poczuć, że jestem.
spanie do 11. ogarniecie neta. jakieś śniadanie. sprzątanie. krótkie spotkanie z kumpelą i dom. czy tak miało być? bo chyba nie tak sobie to wszystko wymarzyłam. ale jeszcze mam czas żeby to zmienić, dopiero zaczynam stawać na nogi po tych depresyjnych 8 miesiącach.
będzie lepiej, wierze w to, a wiara jest jedną z najważniejszych rzeczy na tym świecie.